- Lucy, wstawaj.
- Mmmhgm.
- Pobudka.
- Sssso?
- Śniadanie.
- Jeszcze tylko pięć minut.
Westchnęłam cicho. Jakbym słyszała siebie dwadzieścia lat temu...
- Za pięć minut to my stąd wyruszamy. - podałam jej miskę - Masz, zjedz. - Podniosła się i, dalej niezbyt przytomna, zaczęła dmuchać na jej zawartość. Chcąc zmusić ją do obudzenia się i wysiłku umysłowego zaczęłam jej wykładać plany na dzisiejszy dzień. - Dzisiaj powinnyśmy wejść do Suny. Będzie trzeba przebyć pustynię, więc musimy się zaopatrzyć w sporo wody. Jak już tam będziemy to szykuj się na sporo formalności. Musimy iść do Kazekage i pokazać mu dokumenty. - Dziewczyna jęknęła cicho, słysząc o papierkowej robocie.
- To może ja pójdę po tą wodę? Kiepski ze mnie dyplomata. - podniosła się, biorąc do ręki bukłaki i oddalając się.
Pokręciłam głową. Też nie lubiłam tych całych politycznych podchodów. Z tym, że ja nie miałam w tej sprawie zbyt dużo do gadania: Kage musi być dyplomatą. Po chwili dziewczyna wróciła z wodą.
- Jesteś gotowa, czy potrzebna ci rozgrzewka? - zapytałam, dopinając sztylet na biodrze. Dziewczyna wyglądała jak obrażone kocię, które ktoś zrzucił z fotela.
- Chrzanić to. - burknęła. - Chodźmy już. - I, zanim zdążyłam zareagować, zaczęła iść.
W pierwszej chwili mnie zatkało. Ma dziewczę charakter i to chyba po matce... Zaraz jednak się oburzyłam. Czy jej w tym sierocińcu nie wychowali? Chyba rzeczywiście nie, skoro tak się odzywa do starszej osoby... Przyjrzałam jej się dokładniej... I parsknęłam śmiechem.
- Czego? - Burknęła Lucy, odwracając się z ponurą miną.
- Po pierwsze - zaczęłam, starając się nie zapowietrzyć i w miarę opanować. - Nie wzięłaś rzeczy. A po drugie. - ciągnęłam już spokojniej, choć dalej z uśmiechem - Idziesz w złą stronę. To droga do Iwy. - w duchu dziękowałam za te wszystkie bezsenne noce, które spędziłam studiując wiszące na ścianie mapy.
- Mniejsza. - machnęła dziewczyna ręką, ale chwyciła torbę i podeszła do mnie, czekając, aż wyznaczę kierunek wędrówki. Ja jednak podjęłam inną decyzję.
- W takim stanie nigdzie nie pójdziesz. - A kiedy już miała zaprotestować, dokończyłam - Przyda ci się rozgrzewka. - przyjęłam pozycję bojową. Dziewczyna westchnęła i schyliła się, żeby odłożyć torbę, ale ja w tym czasie wyciągnęłam shurikena. - Broń się! - warknęłam, mierząc w jej ramię.
- Co.. - sapnęła zdziwiona, ledwo unikając ataku
- Prosta komenda. Broń się! - Powtórzyłam, uśmiechając się złowieszczo. Nagle byłam już za nią, mierząc w jej plecy. Uniknęła ciosu i wymierzyła kopniaka w głowę, który został zablokowany, przewracając ją. Niezrażona przeturlała się i wyskoczyła, przypuszczając atak po skosie. Ten został jednak skontrowany, a Lucy po chwili leżała na ziemi, rozbrojona, ze sztyletem wiszącym tuż nad nią. - Nie najgorzej. Nieźle nawet.
- Tak sądzisz? - zapytała obojętnie, opierając się o drzewo, a jej klon się rozpłynął.
- Tak sądzę. - potwierdziłam, mówiąc jej tuż nad uchem, kiedy mój sobowtór rozpadał się. Uczennica zaklęła cicho, a ja wykręciłam jej lekko ręce do tyłu. - Mnie nie przechytrzysz - zaśmiałam się i ją puściłam.
- Jeszcze się zdziwisz, sensei. - powiedziała, akcentując ostatnie słowo. Uśmiechnęłam się.
- Chciałabym, oj wierz mi, że bym chciała... - podniosłam torby z ziemi. - Ale póki co, Suna na nas czeka!
=====
Teraz jak na nie patrzę, to te rozdziały wydają się takie dobijająco krótkie... Cóż, niedługo postaram się to naprawić.

Chciałabym w tym momencie wypisać cały esej na temat rozmaitych zawiłości i aspektów relacji Shigatsu i Lucy, ale moglibyście przestać mnie czytać. Powiem więc tylko, że jest to coś w rodzaju braci Uchihów przed masakrą klanu.
Następny rozdział będzie 2 razy dłuższy i pojawi się nowa postać. Planowana data publikacji oscyluje wokół 14 listopada.
Cya!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz