czwartek, 18 sierpnia 2016

Kage Incognito: Rozdział 1

- Siedź prosto, Shigatsu. Jeszcze tylko jedno ujęcie.
Przewróciłam oczami. Nie znosiłam tych rodzinnych fotografii, których robienie każdego roku trwało godzinę z górką i było tragicznie nudne. Mój brat też wyglądał na znudzonego, ale starał się nie dać po sobie poznać. Cóż, był dużo cierpliwszy niż ja.
- No, nie rób takich min. - upomniała mnie Tenshi łagodnie. - Słyszałaś tatę, to już ostatnie.
- Obiecujesz, mamo? - odwróciłam się do niej. Uśmiechnęła się łagodnie, zwracając moją głowę w stronę obiektywu.
- Obiecuję. - szepnęła cichutko, uśmiechając się do fotografa i unosząc dłoń ze szczotką.
Piętnaście minut później mieliśmy już cztery odbitki: Ja siedziałam na krześle, za mną po prawej matka z moją rzeźbioną szczotką, po lewej Waru, a za nimi ojciec, Hono, z jedną ręką na ramieniu syna, a druga obejmując w pasie żonę. Cała rodzinka Senno. Nikt wtedy nawet nie pomyślał, że to może być nasza ostatnia wspólna fotografia.
Kiedy już przebraliśmy się z odświętnych ubrań, zarządzono obiad. Ojciec siedział na szczycie stołu, po jego prawej mama i ja, a po lewej brat.  Posiłek przebiegał spokojnie, niemal jak zawsze kiedy już mieliśmy czas zjeść razem jak normalna rodzina. Przy deserze toczyły się na ogół dość leniwe dyskusje o wszystkim lub niczym, jednak tym razem było inaczej. Ojciec, nieco zażenowany, poprosił nas o uwagę - jakby coś takiego było w ogóle potrzebne - i zaczął mówić.
- Jak wiecie, co roku przyjeżdżają do nas posłańcy kupieccy, aby odnowić warunki umów handlowych z krajami Wiatru i Ognia... - matka uśmiechnęła się lekko. Stamtąd właśnie pochodziła. - Jednak w tym roku to będzie coś więcej. Dostałem wiadomość, że z Konohy przybędzie poseł, aby negocjować zjednoczenie Kraju Szkła z innymi.
Zatkało nas lekko. Poseł z Konohy? Zjednoczenie? Z nami? Po co niby? Traktat handlowy im nie wystarczy? Pierwszy głos odzyskał Waru.
- To bez sensu. Traktat zapewnia obu stronom dobre warunki handlu. Neutralność zawsze nam wystarczała. Jeśli się zjednoczymy,  narobimy sobie wrogów. - mówił nieco drętwo, jakby powtarzał jakąś mantrę. Co zresztą było prawdą - dziadek zawsze tak powtarzał.
- Za czasów dziadka tak było. - zgodziła się ostrożnie kobieta - Ale to nie znaczy, że dalej tak jest. Powinniśmy chociaż wysłuchać, co mają do powiedzenia.
Pokiwałam głową. Mama zawsze była orędowniczką pokoju między tymi krajami, co zresztą nikogo nie dziwiło. Ojciec bardzo sobie cenił jej zdanie w tej kwestii, jednak nigdy nie zdobył się na to, aby wyjść z inicjatywą. A teraz nagle stanął przed wyborem - albo posłucha żony i zaryzykuje, albo pójdzie w ślady dziadka i zostawi sprawy tak jak były. To nie była łatwa decyzja. Kiedy człowiek zbliża się do magicznej granicy stu lat, zmiany nie wydają się już takie atrakcyjne. Tym niemniej, gościa należało przyjąć i wysłuchać, choćby po to, żeby wiedzieć co się traci.
- Myślę, że masz rację, kochana. - zamyślił się na chwilę i przeniósł swoje ciemnozłote oczy na mnie. - A co ty na to, Shigatsu?
O cholera. Zaczyna się. Już od jakiegoś czasu było jasne, że to ja przejmę stanowisko Mirakage. Mój brat urodził się "niekoniecznie zdrowy", jak to delikatnie ujmował nasz rodzinny medyk. Konkretniej mówiąc, przepływ jego czakry był spowolniony, a co za tym idzie opornie mu szła nauka jakichkolwiek jutsu. A przecież Kage musi umieć bronić siebie i swoich najbliższych - inaczej nigdy nie byłby w stanie utrzymać urzędu, ani nawet go objąć mimo teoretycznej dziedziczności.
Rodzice biedzili się nad Waru, dopóki na świat nie przyszłam ja - drobny bobas z rudawą czuprynką i srebrzystoszarymi oczkami, całkowicie zdrowy i z dość imponującą ilością chakry. W wieku lat pięciu pewien nauczyciel podjął się szkolenia mnie, jednak po trzech latach zrezygnował. Przez rok próbowałam ćwiczyć sama, w końcu moją nauką zajęła się matka, ucząc mnie o tym, jak zmieniać, kształtować i łączyć chakrę. W wieku lat niespełna dziesięciu opanowałam rodowy - jeśli można mówić o rodzie w kontekście dwóch długich pokoleń - styl lustra. Mając lat dwanaście umiałam posługiwać się bronią. Trzy kolejne lata studiowałam iluzje i inne zastosowania luster, a potem zaczęłam uczyć się, jak godnie zastąpić ojca na stanowisku.
Zastanowiłam się. Miałam za sobą już prawie trzy lata tego swoistego "treningu na króla" i cały czas bałam się, że coś zawalę.
- Myślę, że mama ma rację. To znaczy - poprawiłam się szybko - Powinnismy przyjąć posła uprzejmie, ale nie nazbyt serdecznie i pozwolić mu przedstawić swoją sprawę. Musimy kompleksowo rozważyć całą sytuację oraz zgromadzić jak najwięcej informacji... - zacięłam się lekko. Myśl, Shi, no myśl! Położyłam ręce na stole, udając że ta przerwa ma na celu zaakcentować moją kolejną wypowiedź.  Ojciec uśmiechnął się lekko. Sam nauczył mnie tej sztuczki. - ... Których udzielenie nam jest zadaniem naszego szanownego gościa. - Usiadłam i odetchnęłam głęboko. Matka zaśmiała się donośnie. Ojciec pochylił głowę, próbując ukryć śmiech. - Coś nie tak?
- Bardzo ładnie powiedziane, kwiatuszku. - uśmiechnęłam się niepewnie. To własnie oznaczało moje imię. Łudzikwiat. - Wzięłaś moją wypowiedź i przekręciłaś ją tak, że nawet najbardziej zrzędliwy członek rady by się nie przyczepił.
- Dobrze... rozwleczone. - skomentował obojętnie brat. Zawsze było mu trochę przykro, że to mnie uczą takich rzeczy.
Ojciec nic nie powiedział, tylko skinął głową. Przez chwilę milczeliśmy. Za chwilę jednak znów przyszło mi coś do głowy.
- Tato? Mówiłeś, że jak długo ten cały poseł tu zostanie?
Mężczyzna zmieszał się lekko.
- Przyjedzie za trzy miesiące, pod koniec zimy, i zostanie do kwietnia. I jest coś jeszcze. - dodał, zanim zdołałam zerwać się z miejsca. - Wasza babcia też przyjeżdża. Twierdzi, że chce być świadkiem twojego przejścia w dorosłość.
Zamarłam. No świetnie, Babcia. Nie lubiłam jej zbytnio. Nazywałam ją Supai, szpieg, mimo że naprawdę nazywała się Paru. Jakby mało było tego, że w moje osiemnaste urodziny będziemy musieli znosić jakiegoś zagranicznego bufona!
- Świetnie. - burknęłam kąśliwie. Mama też nie wyglądała na zadowoloną. Określenie "Supai" było jej pomysłem. Uważała, że jej matka wtrąca się w nie swoje sprawy i jest strasznie ostentacyjna. A w każdym razie ja tak twierdziłam, a ona nie zaprzeczała. Ojcu też to się nie podobało. Zanim został Kage, mieszkał przez jakiś czas z Tenshi w domu teściowej i niezbyt przyjemnie wspomina ten okres - delikatnie mówiąc.
Jedyną osobą, która wydawała się zadowolona z jej przyjazdu był mój brat, bowiem Supai nie wierzyła w jego chorobę, twierdząc, że ojciec po prostu za mało się nim zajmuje. Ta, jasne. Po co komu doktor, teściowa wie najlepiej. - Jeśli to już wszystko, to pozwólcie, że się oddalę. - Oznajmiłam ironicznie i wstałam, kiedy twardy głos ojca ściągnął mnie na ziemię.
- Nie bądź taka humorzasta. Jest jeszcze coś.  - zacisnęłam pięść. Czyżby miał jeszcze jakieś ciekawe wieści dla mnie? - Zdecydowałaś już w sprawie swojego Fushi no bohan?
- Tak. - stwierdziłam po krótkim namyśle. - Przyjmę je.  - Fushi no bohan było dość wyjątkową formą pieczęci, tatuowaną na ciele. Były określone miejsca, gdzie można było je umieścić, jednak kształt był niemożliwy do przewidzenia. Rodzice mieli je wokół serdecznego palca, zamiast obrączki. Zastosowanie Fushi no bohan było jednocześnie proste i skomplikowane. Ową pieczęć nanosiło się poprzez nasączone ognistą chakrą ostrze na gołą skórę bez znieczulenia, przez co znacznie przyśpiesza się proces regeneracji, a starzenie niemalże zanika - jest się prawie nieśmiertelnym. To właśnie oznaczało nasze nazwisko - Senno, czyli z nieśmiertelnych.
- Przemyślałaś, gdzie chcesz je mieć? - ton ojca sugerował, że bardzo chciałby mieć coś do gadania w tej kwestii. Na moje szczęście nie miał.
- Tak. - wzięłam głęboki oddech. Niemal słyszałam, jak nad moja głową zbiera się burza. - Na oczach.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę, jak to będzie boleć?! - krzyknęła matka, niemalże zrywając się z miejsca.
- Tak, wiem. - odparłam spokojnie. - To przemyślana decyzja.
Przez chwilę trwała cisza, jakby rodzice starannie przeżuwali tę informację.
- Jesteś pewna, że nie chcesz zaczekać jeszcze ze dwa lata? - zapytała mama z powątpiewaniem w głosie, kiedy już przetrawiła ten fakt.
- Jestem pewna.
- Nie martw się, Tenshi. - powiedział ojciec miękko. - Musi być twarda, jeśli ma zostać panią Mirakage. - tłumaczył, obejmując żonę ramieniem. Poczułam się trochę głupio, że mama aż tak się tym przejmuje, ale nie miałam zamiaru zmieniać zdania. Miałam zostać pierwszą "panią Mirakage", i potrzebuję czegoś, co przy każdym spojrzeniu będzie przypominać ludziom, że ze mną nie wolno zadzierać. Nanoszenie Fushi no Bohan drugiego stopnia podobno bolało jak cholera.
- No dobrze... skoro zdecydowałaś, to niech tak będzie. Możesz odejść.
Skinęłam głową i wyszłam powoli z jadalni, choć miałam ochotę rzucić się biegiem. Dopiero kiedy rodzice znaleźli się poza zasięgiem słuchu, wbiegłam do swojego pokoju, chwyciłam książkę, i - nie zatrzymując się - wyskoczyłam przez okno, lądując na pochyłym dachu sąsiedniego budynku. Ześliznęłam się z niego i pobiegłam dalej, nad rzekę.


======

Mała retrospekcja, bo tak, ale od kolejnego rozdziału wracamy już do akcji bieżącej. Nie wiem jak często będę robiła takie przerwy flashbackowe, ale myślę że co 3-4 rozdziały. Dużo istotnych dla charakteru i historii Shigatsu rzeczy dzieje się w przeszłości, o czym zresztą niedługo się przekonacie. Następny rozdział dopiero we wrześniu.
O samym opowiadaniu mogę powiedzieć tyle, że będzie długie i pełne mniejszych lub większych niespodzianek. Oczywiście, zawsze chętnie wysłucham Waszych wrażeń i teorii na temat tego, co się dzieje w komentarzach. Pamiętajcie, że komentarze zawsze motywują. 
Tymczasem do następnego rozdziału!

1 komentarz:

  1. Cześć! ^_^
    Twój blog został właśnie dodany do Lapidarium Narutowskiego. W imieniu załogi LN bardzo dziękuję za wybranie naszego spisu i zachęcam do zgłaszania nowych rozdziałów. (:
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń